Dzisiaj coś z zupełnie innej beczki. Pisałam, że wena odeszła. Musiała jednak wrócić, bo zgłosił się do mnie znajomy i zażyczył sobie pszczołę z drewna. I to szybko, bo wyjeżdża, a pszczoła na prezent ma być. No to chwyciłam za ołówek, narysowałam na topolowej deseczce pszczółkę i wycięłam.
Oczka i buzia domalowane były tuż przed zrobieniem zdjęcia, czyli jakies pół godziny temu. Bałam się, że coś nie wyjdzie, bo po kilku godzinach jazdy na rowerze trochę drżały mi ręce, ale udało się i pszczółkowy usmiech wyszedł jak trzeba:)
A tak wyglądała pszczółka tuż po wycięciu, przed malowaniem jeszcze.
Przypominam o moim candy, do północy można sie jeszcze zapisać:)
Jutro zobaczymy czyją ścianę bedzie zdobić moja deska.
Pozdrawiam
Marta